Tak sobie to przeczytalem:http://www.tzlublin.com/news.php?id=668 i sie uśmiałem
Cytuj:
Dziwnym okazać się może fakt, iż Pan Kaczmarek przybył do Lublina w towarzystwie Andrzeja Heahne, reprezentującego w strukturach GKSŻ … Marmę Rzeszów.
Sorry ale kto miał nas reprezentować?? Kaczmarek był z ramienia GKSZ a Haehne reprezentuje nasz klub w GKSZ!
To nasz klub poprosił o obserwatora. Kto miał z nim chodzć jeśli nie Andrzej Haehne?? Ksiadz proboszcz???
Cytuj:
Oni uważali że jedyną regulaminową nawierzchnią jest „beton”.
Haha jaki beton??? Chyba autor był na inny meczu.
Cytuj:
Zrobienie z lubelskiego toru żużlowego „betonu” spowodowało, że pierwszy raz od trzech lat, podczas meczu w Lublinie nie było ani jednej mijanki. Żadnemu z zawodników, ani jednej ani drugiej drużyny nie udało się wyprzedzić w trakcie trwania wyścigu rywala. Emocje kończyły się po pierwszym wirażu.
Kolejne kłamstwo. Gjedde w 2 biegu na dystansie objechał Frankowa, a mijanek było jeszcze conajmniej kilka (inna sprawa ze to nasi ich mijali - moze autor tego nie widział
Cytuj:
Pretensje do sędziego, kierownictwo TŻ Sipma Lublin miało także podczas samych zawodów. Chodziło głównie o lotne starty zawodników Marmy. Skończyło się jedynie na kilkukrotnym rzuceniu słuchawką i stwierdzeniu sędziego po trzynastym wyścigu, że „Rzeszów ten mecz musi wygrac…”.
Kolejne kłamstwo - zadnych lotnych startów nie było! to ostatnie zdanie jest the best - ciekawe no ciekawe który sedzia przy zdrowych zmysłach by coś takiego powiedział - zwłaszcza ze autor kilka linijek pisze, ze sedzia nie miał nic do gadania!
Cytuj:
I tak się stało. Żużlowcy Marmy Rzeszów zwyciężyli w Lublinie 41:49. Po skończonym spotkaniu Pan Kaczmarek odjechał samochodem w towarzystwie przedstawicieli rzeszowskiej drużyny.
Złapał autor za ręke?? Ma jakiś dowody??? Zdjecia?? Chetnie zobaczymy
To tez tyczy sie wczorajszej potyczki - przynajmniej pośrednio
Za speedway.info.pl
"Bezmyślność jednego z gdańskich kibiców zepsuła wspaniałą atmosferę, jaka panowała przed zawodami w parku maszyn. Rzucona podczas prezentacji petarda wybuchła pomiędzy żużlowcami obu drużyn. Nagle z wielkiego u zaczęli uciekać zawodnicy, trenerzy i fotoreporterzy. Najbardziej ucierpiał Łukasz Pawlikowski, który po wstępnych badaniach przeprowadzonych przez klubowego lekarza został odwieziony do szpitala. Z lekarskiej pomocy musieli skorzystać również Krzysztof Pecyna i Mariusz Pacholak.
Mecz Lotosu Gdańsk i Kuntera GTŻ Primus Grudziądz miał duże znaczenie dla gości. W przypadku porażki Rzeszowian w Lublinie stali przed szansą na awans do pierwszej czwórki. Gdańszczanie jednak nie zamierzali ułatwić zadania gościom i powołali na mecz najmocniejszy swój skład.
Po tym jak Pawlikowski stwierdził, że stracił wzrok rozpoczęła się regularna wojna działaczy i zawodników. -Nie jadę - zgodnie powtarzali po kolei wszyscy grudziądzcy zawodnicy. Prezes i trener drużyny gości już odliczali pieniądze potrzebne do złożenia protestu. W tym samym czasie gdańszczanie nie wierzyli w kontuzję Pawlikowskiego i uśmiechali się pod nosem: Płacze jak dziecko. Niech już nie płacze.
Goście domagali się odwołania zawodów i przyznania im walkowera. Sędzia zawodów Jerzy Mądrzak po telefonicznej konsultacji z bardziej doświadczonym sędzią Jerzym Kaczmarkiem, na propozycję złożenia protestu odpowiedział działaczom z Grudziądza jasno i wyraźnie: Jak jest niezdolny to jedziemy w szóstkę. Rezerwowy może jechać za niego. Za chwilkę wywołała się fala zastrzeżeń do decyzji sędziego. -Wartość zawodnika rezerwowego, a tego który nie jedzie - starał się przekonać sędziego Robert Sawina.
-Przed zawodami on był zdolny. Wyszedł tylko do prezentacji. Odwołujemy. Dla nas jest to mecz być albo nie być. Musimy wszyscy jechać. - zgodnie twierdzili goście. -Nie musicie kombinować - przekonywał trener Lotosu Gdańsk Grzegorz Dzikowski. -Kolego, ale kto tu kombinuje? - pytają goście.
Po chwili riposta ze strony Dzikowskiego: To poszło z naszego sektora. Myślisz, że nasz kibic by to zrobił? Po co kombinujecie jak koń pod górę? Pretensji obu stron nie było końca. -Protest to będzie rozpatrywała główna komisja, bo skład sześcioosobowy jest - stanowczo stwierdził sędzia zawodów.
Prezes GTŻ-u Zbigniew Fiałkowski zdecydował się ostatecznie nie składać protestu przed zawodami. Nie wyklucza jednak uczynić tego po zawodach. Tymczasem na trybunach kibice bardzo się niecierpliwią. Zawody opóźniają się już o pół godziny.
-Czekamy na decyzję lekarza zawodów co jest z Pawlikowskim - mówi sędzia Mądrzak. -W tym momencie jeżeli Pawlikowski będzie zdolny do jazdy to jedziemy zawody. Jeżeli nie będzie zdolny do jazdy to jest to sytuacja dość kuriozalna, ale zespół gości ma przecież sześciu zawodników zdolnych do jazdy. W związku z tym możemy pojechać zawody w szóstkę, w tym układzie. Ja nie widzę innej możliwości na ten czas.
Po ponad godzinie czasu powraca na stadion karetka z Pawlikowskim. Chwilę później zapada decyzja, że... zawodnik zdolny jest do jazdy i po półtorej godziny zawodnicy wyjeżdżają do pierwszego biegu. Pawlikowski w zawodach nie wystartował. -Tu już nie chodzi o to czy ja byłem zdolny czy nie, ale gdybym sobie zrobił krzywdę to pół biedy - twierdzi zawodnik. -W momencie, gdy jest jakieś prześwietlenie to te oczy po prostu mnie pieką. Zrobiłbym komuś krzywdę, miałbym kogoś do końca sezonu na sumieniu. To chyba nie o to chodzi. Nie tak to wszystko ma wyglądać.
Po zawodach stan zdrowia Pawlikowskiego nie poprawił się: Jadę teraz do szpitala. Najprawdopodobniej zostanę w szpitalu. Po prostu chyba coś tam się stało nie tak, bo w pierwszej chwili doktor mówi, że będę miał jakieś maści, które poprawią mój wzrok. Nagle jakieś telefony, dziwne coś i okazuje się, że jestem zdolny i tą maść mam zażyć po zawodach.
-To gospodarzom jest pisane, że pomagają. Bez komentarza w tym momencie - mówi o sytuacji zaistniałej w gdańskim szpitalu trener Lech Kędziora. -Uważam, że troszeczkę wypaczyło to wynik sportowy, bo na pewno nastąpiła dekoncentracja. Na pewno byśmy tego meczu nie wygrali, bo Lotos jest bardzo mocny. Nie mniej byłoby lepsze widowisko - dopowiedział już po meczu Kędziora.
Trenerzy obu ekip kierowali do siebie wiele oskarżeń. -
Trener Lech Kędziora wypowiadał się w podobnym tonie: Niech powiedzą kto dzwonił. Mają chyba wyświetlacze czy coś takiego. Niech sobie rozmawiają. Mogę to samo powiedzieć, że zawodnicy z Grudziądza też mieli telefony z Gdańska.
Jeśli mógłby mówić o telefonach to mogę powiedzieć o telefonach do naszych zawodników - oburza się na słowa Pawlikowskiego Grzegorz Dzikowski, który twierdzi, że wcześniej działacze z Grudziądza wydzwaniali do jego zawodników. -A jakie to były telefony? Ja mam taką drużynę, że sami mi powiedzieli o tych telefonach. Mówiąc o telefonach to jest to krótki komentarz. A resztę niech sobie ktoś dopowie...
Nawet po meczu Kędziora był przekonany, że należał się jego drużynie walkower: My nie mamy co żądać walkowera, bo sam regulamin mówi jasno, że jeżeli zawody nie odbędą się w przeciągu pół godziny, to decyzja należy do sędziego. Sędzia postanowił inaczej. Myśmy podjęli walkę, bo szkoda było tej dziesięcio czy piętnastotysięcznej rzeszy kibiców. Chcieliśmy zakończyć to zgonie z ideą sportu. I tak postąpiliśmy, a decyzje należą do głównej komisji.
-Presja wyniku powoduje nieraz to, że chłopacy jadą na maksa. Tutaj próbowano nam wybrać ten dwa punkty w niesportowej atmosferze. Po za torem. Ja tego nie lubię. Mogę przegrać, ale w sportowej walce - kończy Dzikowski."
Mecz ustawiany czy nie ustawiany?