Nie bądź tylko Gapiem. Weź aktywny udział w dyskusji i zarejestruj się już teraz. Rejestracja
Wszystko o Stali Rzeszów
14 lut 2006, o 12:38
|
|
ireneusz
|
Medalista GP |
|
|
Dołączył: 19 mar 2004, o 17:20 Posty: 2233
|
Barty, powinieneś się już przyzwyczaić, że sytuacja w której dla Prezesa/zarządu/trenera jedna sprawa jest mało bądź wcale nie istotna, dla kibiców stanowi priorytet. Ot chociażby ostatnia sprawa z Darkiem - Kuchar mówi, że "macie przychodzić na Crumpa", a Wrocław chce przychodzić (przyjść) na Darka. Tak też jest w tym przypadku. Choć Jasiek Stachyra jest znany z tego, że często najpierw coś powie a potem pomyśli, to ta wypowiedź chwały mu nie przyniesie. A Piotra i tak zobaczymy w tym roku na motocyklu, nie ma innej możliwości ....
_________________
|
|
|
|
10 mar 2006, o 17:24
|
|
Daro
|
Uczestnik GP |
|
|
Dołączył: 29 maja 2005, o 12:47 Skąd: Rzeszów Posty: 1394
|
RUNE napisał(a): A kto by nie chcial zobaczyc Siwego na motocyklu... ja osobiscie wierze ze nadejdzie jeszcze taki dzien ze Piotrek stanie na starcie w jakichkolwiek zawodach , ze znow sie pokaze publicznosci a publicznosc pokaze ze nadal o nim pamieta
Ja też tego bym bardzo chciał, aby Piotrek znów startował w zawodach ale wydaje mi się że w ligowym spotkaniu już nie wystąpi bo ciężko mu będzie o taką forme, ale to że już wsiada na motocykl jest ogromnym sukcesem jak dla mnie
|
|
|
|
|
|
19 mar 2006, o 04:02
|
|
Scott Nicholls
|
Reprezentant kraju |
|
|
Dołączył: 5 sty 2006, o 12:49 Posty: 507
|
Ludzie wy chciejcie żeby on wrócił do dormalnego życia, funkcjonowania, a nie myślicie tylko o jego powrocie na tor.
Przecież Piotek powolutku powraca do zdrowia do pełnej sprawności, jeden wyjazd na tor i wypadek może zniszczyć cały wysiłek Piotrka i jego całej Rodzin, i wtedy bedziecie mieli takiego Siwego jak mieliście pod koniec 2003 .
Cieszmy się z tego że powoli wraca do dormalnego funkcjonowania, i nie myślmy o jego powrocie na tor.
|
|
|
|
19 mar 2006, o 04:07
|
|
Jasiek
|
Legenda |
|
|
Dołączył: 29 sie 2004, o 11:25 Skąd: Sydney Posty: 8384
|
Wypadek to juz jeden Piotrek mial podczas ktoregos treningu. Wstal,
otrzepal sie i trenowal dalej.
Przylaczam sie do zdania, zeby wlaczyc Piotrka w sprawy druzyny.
To jest czlowiek, ktory ma dal mobilizowania kolegow, wprowadzania
niezwyklej atmosfery. A tacy ludzie zawsze sa potrzebni.
_________________ Regards from Sydney Jasiek
It's ok to disagree with me. I cannot force you to be right
|
|
|
|
24 mar 2006, o 10:05
|
|
ireneusz
|
Medalista GP |
|
|
Dołączył: 19 mar 2004, o 17:20 Posty: 2233
|
Cytuj: 20 sierpnia 2003 roku okazał się datą zwrotną w rodzinie Winiarzów z podrzeszowskiej Białej. Piotr, żużlowiec i kapitan zespołu rzeszowskiej Stali, uległ wypadkowi na zawodach w węgierskim Debreczynie. Wypadkowi tak strasznemu, że statystycznie nie przeżyłoby go 99 na 100 ludzi. Jednak Piotrek jakimś cudem ominął tę statystykę. Może dlatego, że jest prawdziwym zawodnikiem speedwaya i omijanie rywali leży w jego naturze?
Już niebawem rozpocznie się w Rzeszowie kolejny sezon żużlowy. Piotr Winiarz wybiera się oczywiście na wszystkie mecze. Niestety, już nie jako zawodnik, ale jako zupełnie wyjątkowy kibic. - Chłopaki z drużyny obiecali, że zabiorą mnie na wszystkie mecze, łącznie z wyjazdowymi - mówi z dumą były kapitan Stali. Jego kariera zawodnicza nie ma już szans na kontynuację, choć sam Piotr uważa, że niebawem wsiądzie na motor. - Nie ma mowy - strofuje go żona Sandra. Ona wie, że już nie pozwoli mężowi ścigać się na torze. - Nie przeżyłabym tego i nawet o tym nie myślę. Chociaż wiem, że Piotrek jest strasznie uparty, i tak nie pozwolę na to - powiada. Jak na kogoś, kto widział najbliższą osobę w stanie bliższym śmierci niż życia, Sandra wygląda na przywykłą do tego, że jej mąż to żużlowiec z krwi i kości. Nawet po takim dramatycznym doświadczeniu nie stracił chęci do jeżdżenia ryczącym motorem.
Niespełna trzy lata od wypadku na Węgrzech rodzina Winiarzów może już normalnie i spokojnie opowiadać o tym, co się wtedy wydarzyło. Niby zwyczajny mecz żużlowy, w dodatku towarzyski. - Kiedy mąż wyjeżdżał, powiedziałam, żeby jeździł powoli. Jakbym miała jakieś przeczucie - wspomina żona Piotra. - Kiedy nie odezwał się wieczorem po meczu, zadzwoniłam na jego komórkę. Nikt nie odpowiadał. Kiedy w chwilę później zadzwonił mój telefon i zamiast męża usłyszałam w słuchawce głos mechanika, wiedziałam, że coś się Piotrkowi stało - mówi przypominając sobie tamten ponury wieczór. W parę chwil później jechała już na Węgry, w dodatku z paszportem swojej siostry, bo w tej panice nie mogła znaleźć swojego.
Sandra opowiada, że w drodze do Debreczyna tego sierpniowego zmierzchu próbowała telefonicznie kontaktować się z zawodnikami i opieką medyczną. - Nikt nie chciał mi powiedzieć, co się tak naprawdę stało. Dowiedziałam się tylko, że Piotrek jest nieprzytomny, ale nie sądziłam, że to może być coś bardzo poważnego - dodaje. Będąc żoną żużlowca była przygotowana na to, że może Piotrek złamał sobie rękę albo nogę i że najdalej za dwa dni normalnie wróci do domu. - Na coś takiego, co później ujrzałam na własne oczy, przygotowana jednak nie byłam - mówi.
Po przyjeździe do debreczyńskiej kliniki usłyszała od lekarki, że powinna przygotować się na najgorsze. - Trochę znam węgierski, bo mam tam rodzinę, więc szybko zrozumiałam, że zdaniem lekarzy Piotrek może nie przeżyć kolejnego dnia. Dawali mu jeden procent szans - Sandra pamięta swoje przerażenie.
Okazało się, że Piotr Winiarz zaraz po starcie żużlowego biegu wpadł na bandę, zepchnięty przez węgierskiego rywala. Z całym impetem uderzył w drewnianą osłonę toru, w dodatku w miejsce, w które wbity był betonowy słupek podtrzymujący konstrukcję. Kask osłaniający głowę, rozpadł się jak łupina włoskiego orzecha. - Stwierdzono u męża dwa wylewy oraz krwiaka pnia mózgowego - mówi Sandra. - Jak zobaczyłem ten kask po moim wyzdrowieniu, od razu go wyrzuciłem - dorzuca Piotrek pokazując zdjęcie zrobione mu w węgierskim szpitalu. Na łóżku, w plątaninie kabli, rurek i medycznego oprzyrządowania, z otwartymi oczami leży on sam. Pogrążony w zupełnej śpiączce, która trwała prawie dwa miesiące.
Po trzech tygodniach ciągle nieprzytomny Piotr Winiarz mógł być przewieziony do Polski. - Dzięki pomocy wyjątkowych ludzi trafiliśmy na profesora Jana Talara z kliniki w Bydgoszczy - opowiada Sandra. Tam właśnie umieścili Piotra, a opiekę nad nim roztoczył lekarz, o którym do dzisiaj mówi się, że jest najlepszym specjalistą od wybudzania ze śpiączki. - Z całą rodziną dzieliliśmy wtedy czas między Bydgoszczą a Rzeszowem - wspomina żona Piotra. - Mąż leżał z otwartymi oczami, ale nie reagował zupełnie na nic. Chociaż po jakimś czasie dało się u niego dostrzec jakieś odruchy. Kiedy siedziałam obok niego i trzymałam go za rękę, obracał pierścionek na moim palcu. Dokładnie tak, jak zwykł to robić kiedy trzymaliśmy się za ręce albo gdy siedzieliśmy obok siebie - żona patrzy na Piotrka z uśmiechem.
- Któregoś dnia, jeszcze kiedy mąż leżał w szpitalu na Węgrzech, przemyciłam do jego sali kasetę z nagranym głosem naszego syna Adrianka i z dźwiękiem silnika motoru - kontynuuje Sandra. - Reakcja męża była zupełnie zaskakująca. Piotrek cały poczerwieniał, a aparatura, do której był podłączony, oszalała. Wszystko zaczęło mrugać, buczeć i piszczeć. Szybko wyłączyłam odtwarzanie i schowałam kasetę. Piotr się co prawda nie obudził, ale wiedziałam już wtedy, że poznaje znane mu odgłosy. I wtedy naprawdę uwierzyłam, że on się w końcu obudzi - mówi Sandra.
Po długich tygodniach oczekiwania oraz niezliczonych kursach między Rzeszowem a Bydgoszczą i z powrotem, udało się. Telefon z wiadomością od profesora Talara odebrała Sandra. Wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa rehabilitacja Piotrka. - Nie pamiętałem dosłownie nic - wspomina żużlowiec. - Ani tego, kim jestem, ani żony, ani naszego syna. Wszystkiego uczyli mnie od samego początku.
Przyznają, że na początku nie było łatwo. Piotrek musiał opanować nawet najprostszą wiedzę - dni tygodnia, cyfry, imiona. Jego pamięć została zupełnie wymazana. - Profesor już wcześniej uprzedził mnie, że tak właśnie może być. I dlatego też zaczęliśmy się wspólnie uczyć wszystkiego zupełnie od nowa - mówi żona. - Odtwarzaliśmy sobie dosłownie wszystko, począwszy od rodzinnych zdjęć po najprostsze czynności i nazwy przedmiotów. Aż w pewnym momencie, nawet nie wiem dokładnie kiedy, Piotrek zaskoczył i sam zaczął sobie przypominać wszystko z przeszłości.
- Przez rok i osiem miesięcy byłem trochę jak nowonarodzone dziecko - uśmiecha się Piotr Winiarz. - Trzeba było nauczyć się dosłownie wszystkiego, łącznie z nauką jedzenia, chodzenia i innych zwyczajnych, codziennych czynności.
Po powrocie do domu Piotrek zaczął sam brać się za bary ze swoją rehabilitacją. Pomagali kibice, koledzy z drużyny, prezes klubu. - Kiedy przyjechaliśmy na towarzyskie zawody zorganizowane dla Piotra, to było prawdziwe wzruszenie - wspomina Sandra. - Mąż otrzymał owację na stojąco od całego stadionu. Takie chwile naprawdę zapadają w pamięć.
Z tego meczu musieli jednak szybko wyjechać, bo - jak mówi żona - Piotr chciał… wsiadać na motocykl i czym prędzej ruszać na tor. Aż go nosiło żeby przywdziać plastron i ścigać się z innymi. - Pojechaliśmy po paru biegach, bo Piotrek zaczął pytać, czemu oni jeżdżą bez niego i stwierdził, że koniecznie musi pomóc chłopakom w wygraniu zawodów. A ledwie wtedy zaczął chodzić. Adrenalina zrobiła jednak swoje i dlatego szybko pojechaliśmy do domu - śmieje się Sandra.
Od tego czasu Winiarzowie regularnie gościli na zawodach żużlowych, a za każdym razem kibice skandowali nazwisko byłego kapitana swojej drużyny. - Za tę pamięć i za te ciepłe słowa należą się im wielkie podziękowania - mówią zgodnie Sandra i Piotr. - Nie zapomnieli o nas i my nie zapomnieliśmy o nich.
Piotr powoli, ale konsekwentnie dochodzi do fizycznej sprawności. Chodził nawet na treningi z kolegami z drużyny. - Nie na torze, ale na siłownię, żeby poćwiczyć zastane mięśnie, poczuć atmosferę bycia znowu w zespole - mówi Sandra. Dodaje jednak, że jakiś czas temu z pewnych powodów Piotrek zaprzestał swoich wizyt na treningach. Jednak na środku pokoju wypełnionego żużlowymi pamiątkami stoi rower stacjonarny oraz urządzenie do ćwiczeń. - Wracam do formy! - cieszy się Piotr, pokazując zdobyte kiedyś trofea, medale i dyplomy.
Sandra przyznaje, że zdaje sobie sprawę z tego, iż Piotr będzie związany z żużlem nawet wtedy, kiedy nie będzie mógł ścigać się na czarnym torze. - Może będzie trenował młodzież? Może zostanie menedżerem albo kierownikiem w drużynie? Codziennie słyszę o tym, że Piotr wraca na tor - mówi.
Utrzymują się z pracy Sandry oraz kilkusetzłotowej renty Piotra. Pracę pomógł załatwić Andrzej Haehne, niegdyś prezes rzeszowskiej sekcji żużla. - Zrobił dla nas bardzo wiele, podobnie jak kilka innych osób, na które mogliśmy i możemy do tej pory liczyć - mówi Sandra. Najważniejszy dla niej, Piotra i ich czteroletniego Adriana jest teraz stopniowy powrót żużlowca do zdrowia. - Czeka nas jeszcze długa droga. Myślę, że ten plan rehabilitacyjny wykonany jest w jakichś 60 procentach. Gdyby tylko Piotrek był mniej uparty... - uśmiecha się do męża. - Właśnie dlatego, że jestem uparty, wracam do zdrowia! - mruga szelmowsko Piotr Winiarz.
ŁUKASZ SIKORA
Super Nowości z dnia 24_03_2006
Byłeś, jesteś, będziesz naszym kapitanem ......
_________________
|
|
|
|
24 mar 2006, o 10:24
|
|
SHARK
|
Reprezentant kraju |
|
|
Dołączył: 13 lis 2002, o 11:38 Skąd: z wody Posty: 546
|
Mnie intryguje ten fragment:
Cytuj: Chodził nawet na treningi z kolegami z drużyny. - Nie na torze, ale na siłownię, żeby poćwiczyć zastane mięśnie, poczuć atmosferę bycia znowu w zespole - mówi Sandra. Dodaje jednak, że jakiś czas temu z pewnych powodów Piotrek zaprzestał swoich wizyt na treningach.
Ciekawe dlaczego?
|
|
|
|
24 mar 2006, o 11:30
|
|
MaK(s)
|
Weteran |
|
Dołączył: 12 lis 2002, o 21:21 Skąd: Łorsoł Posty: 3056
|
Ja sie strasznie ciesze, ze wciaz sie o Piotrku pisze, ze sie o nim nie zapomina. Ze kibice pamietaja (choc nie wszyscy, co mnie cholernie boli). I choc "Siwy" nie jest jeszcze dzis tak zdrowy, jak pare lat temu, wciaz licze, ze wroci do pelni formy. Niby nie bedzie o to latwo... Ale wtedy, 20 sierpnia tez nie bylo wcale latwo. Ba, bylo po stokroc trudniej. Tyle, ze wtedy gra toczyla sie o najwyzsza stawke. Piotrek ja wygral wtedy, co z punktu widzenia medycyny raczej nalezy uznac za cud. Dlaczego wiec nie moglby ten cud sie powtorzyc? Zwlaszcza, ze to nie byle kto. To Piotrek!
Ostatnio edytowano 24 mar 2006, o 11:35 przez MaK(s), łącznie edytowano 1 raz
|
|
|
|
24 mar 2006, o 12:56
|
|
Rekinica
|
Reprezentant kraju |
|
|
Dołączył: 4 paź 2004, o 04:23 Skąd: Rybnik Posty: 558
|
Cudowny tekst, aż nie wiem co powiedzieć. Niejedna łza popłynęła...
Cytuj: - Któregoś dnia, jeszcze kiedy mąż leżał w szpitalu na Węgrzech, przemyciłam do jego sali kasetę z nagranym głosem naszego syna Adrianka i z dźwiękiem silnika motoru - kontynuuje Sandra. - Reakcja męża była zupełnie zaskakująca. Piotrek cały poczerwieniał, a aparatura, do której był podłączony, oszalała. Wszystko zaczęło mrugać, buczeć i piszczeć. Szybko wyłączyłam odtwarzanie i schowałam kasetę. Piotr się co prawda nie obudził, ale wiedziałam już wtedy, że poznaje znane mu odgłosy. I wtedy naprawdę uwierzyłam, że on się w końcu obudzi - mówi Sandra.
Ten fragment chyba mówi wiele, ja popłakałam się jak dziecko.
_________________
|
|
|
|
24 mar 2006, o 16:13
|
|
Ipswich
|
Junior |
|
|
Dołączył: 24 sty 2005, o 00:30 Posty: 181
|
Rekinica napisał(a): Cudowny tekst, aż nie wiem co powiedzieć. Niejedna łza popłynęła... Cytuj: - Któregoś dnia, jeszcze kiedy mąż leżał w szpitalu na Węgrzech, przemyciłam do jego sali kasetę z nagranym głosem naszego syna Adrianka i z dźwiękiem silnika motoru - kontynuuje Sandra. - Reakcja męża była zupełnie zaskakująca. Piotrek cały poczerwieniał, a aparatura, do której był podłączony, oszalała. Wszystko zaczęło mrugać, buczeć i piszczeć. Szybko wyłączyłam odtwarzanie i schowałam kasetę. Piotr się co prawda nie obudził, ale wiedziałam już wtedy, że poznaje znane mu odgłosy. I wtedy naprawdę uwierzyłam, że on się w końcu obudzi - mówi Sandra. Ten fragment chyba mówi wiele, ja popłakałam się jak dziecko.
Oj tak, ten fragment jest wyjatkowo wzruszajacy, zresza jak caly tekst. Oj zakrecilo sie w oku, zakrecilo.
_________________
|
|
|
|
24 mar 2006, o 17:54
|
|
Damon
|
Legenda |
|
|
Dołączył: 21 kwi 2004, o 13:14 Skąd: Rzeszów Posty: 6214
|
|
24 mar 2006, o 21:53
|
|
DMN
|
Trener |
|
|
Dołączył: 2 cze 2004, o 19:58 Skąd: H69 Posty: 2328
|
_________________
|
|
|
|
|
|
27 kwi 2006, o 21:58
|
|
K 2
|
Danish Power! |
|
|
Dołączył: 30 sty 2003, o 12:44 Skąd: Danishlandia Posty: 9774
|
Dzis w tym programie zuzlowym na tv rzeszow puscili 14. bieg meczu Rzeszow - Leszno 1998 z play off. Zajebiscie milo bylo zobaczyc jak Siwy wychodzi ostatni ze startu i na trudnym blotnistym torze przy padajacym deszczu mija przeciwnikow jak pacholki i przyjezdza pierwszy!
_________________ "Jeżeli masz wszystko pod kontrolą, to znaczy ze jedziesz zbyt wolno."
|
|
Narzędzia
|
|
Uprawnienia
|
Nie możesz rozpoczynać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów
|
|